Usłyszelibyście magiczne imiona ludzi i nazwy miejsc – które by sprawiły, że serce zaczęłoby wam bić szybciej, a wyobraźnia zaczęła harcować – i poczulibyście zachwyt nad opowieściami o bohaterskich i fantastycznych czynach.
I ktoś musiałby napomknąć o Kuranesie lub wymienić imię Randolpha Cartera … albo Richarda Uptona Pickmana. A kiedy przeszyłby was dreszcz na wieść o losie tego ostatniego, z pewnością wstrzymywalibyście oddech, słysząc o przygodach innych. Ach, cóż to były za sny…
Mimo to przypuszczam, że nie powinienem zbytnio narzekać, bo gdy zaczynam o tym myśleć, przypominają mi się dwie z moich ulubionych opowieści, które dziwnym trafem usłyszałem w Gospodzie pod Tysiącem Śpiących Kotów … w Ultharze.
Pierwsza z nich była opowieścią dziwną i skomplikowaną, a jej areną były wszystkie obszary czasu i przestrzeni, osobliwe wymiary i płaszczyzny istnienia, niepojęte dla większości ludzi.
Opowieść o drobinkach w wieloświecie, wirującym poza barierami czasu i przestrzeni i poza wszelkimi wymiarami pośrednimi, jakie są w stanie pojąć zwykli śmiertelnicy, jeśli nie uciekną się do najbardziej zwariowanych teorii naukowych i metafizycznych.
Opowieść o ścieżkach łączących sfery, ciemnych korytarzach, prowadzących do równie ciemnych i domniemanych krainach z dawnych mitów … A mimo to wszystkie te pozornie niedostępne miejsca istniały tuż obok zegara.
Kraków, 2006, stron 172, op. miękka
ISBN: 83-89640-62-7